!!! Apel !!!
BARDZO PROSIMY WSZYSTKICH LUDZI DOBREJ WOLI O PRZEKAZANIE
NA LECZENIE I REHABILITACJĘ NASZEJ CÓRECZKI.
Jeżeli wśród Wa są osoby, które chciałyby nam pomóc w zbieraniu 1 % na leczenie
Zuzi, to bardzo prosimy o Wasz kontakt z nami. Mamy wydrukowane ulotki
na 1% dla Zuzi. Jesteśmy w stanie przysłać każdą ilość.
Zapewniamy o swej wdzięczności i modlitwie.
na 1% dla Zuzi. Jesteśmy w stanie przysłać każdą ilość.
Zapewniamy o swej wdzięczności i modlitwie.
"Jakiż świat jest zasobny w nieszczęścia i cierpienia! Trzeba, aby dzieci Boże
były nie mniej zasobne w odczuwanie i czynienie miłosierdzia."
Troszkę minęło czasu od naszego ostatniego wpisu. Jednak za ten czas troszkę się podziało.
Tak jak wspominaliśmy wcześniej, nasza Zuzia od jakiegoś czasu miała katar. Jej prawa dziurka w nosku była od jakichś ok 2 miesięcy coraz bardziej niedrożna. Psykaliśmy różnymi specyfikami, medykamentami, odciągaliśmy smarki specjalną rurką z wężykiem, który wkłada się do ust i odsysa wydzielinę.
Ciężkowato było jej oddychać, szczególnie w nocy. W dzień była jak najbardziej normalna, wesoła, denerwowała wszystkich jak zwykle i.t.d.
8 lutego postanowiłem jednak coś z tym zrobić. Położyłem Zuzię na moich kolanach, wziąłem latarkę i zajrzałem do noska. No i zobaczyłem KASZMAR !!! Cała jej prawa dziurka była po prostu niedrożna, zatkana. Krysia pojechała i wzięła skierowanie do laryngologa, tu u nas w Siemiatyczach. Na następny dzień, 9 lutego pojechaliśmy do wspomnianego laryngologa. Oczywiście Zuzia broniła się jak mogła przed grzebaniem jakimiś tam narzędziami w jej ślicznym nosku. Laryngolog stwierdził, że Zuzia ma w nosku "ciało obce" 🙁
Nie dał rady niestety tego wyjąć, bo po prostu nie miał czym. Wypisał skierowanie na oddział laryngologii w DSK Białystok. Powiedział, że oni będą mieli czym to wyjąć i pewnie od razu po tym wrócimy do domu.
Dosłownie za godzinę spakowaliśmy się i pojechaliśmy do DSK w Białymstoku na OTL. Po drodze zadzwoniłem do dr.A.M., która w DSK przyjmuje nasze dzieci w poradni mukowiscydozy. Załatwiła nam to, że lekarz na oddziale OTL wiedział o naszym przyjeździe i o tym, że Zuzia jest chora na muko.
Przyjęli nas na Izbie Przyjęć i odesłali na oddział. Tam o dziwo spotkaliśmy panią doktor o nazwisku Topolska. Potem okazało się, że mamy wielu wspólnych znajomych a nawet jakichś tam kuzynów.
Niestety doktor Topolska również stwierdziła, że Zuzia ma ciało obce zgodnie z sugestią laryngologa z Siemiatycz i tak jak on nie dała rady wydostać tego czegoś. Powiedziała, że jest to coś miękkiego i prześwitującego na niebieskawy kolor. Pomyśleliśmy, że pewnie jest to jedna z kuleczek z masy do modelowania, którą na jesieni sam jej kupiłem. Lepiła z tego wspaniałe rzeczy. Myśleliśmy, że to właśnie to. Oczywiście Zuzia przeżyła w tym dniu kolejną traumę dłubania w nosie.
Na koniec tego dnia pani doktor stwierdziła, ze nie da się tego w taki sposób usunąć i dlatego proponuje zostanie w szpitalu do dnia następnego. Niestety nie było wyjścia i zostaliśmy. Krysia została w szpitalu, a ja musiałem wracać do domu, bo następnego dnia niestety były obowiązki w szkole, parafii i inne obowiązki.
Rano po obchodzie zabrali Zuzię. Dostała narkozę, była intubowana i zaczęło się… trwało to godzinę, która była jak wieczność. Przywieźli do sali i niestety pai doktor Topolska, która robiła rewizję nosa powiedziała, ze musieli jej dokładnie oczyścić właśnie tą zatkaną prawą dziurkę w nosie. Okazało się, że niema tam ciała obcego, tylko jest bardzo przerośnięta śluzówka i cały kanał polipów aż w głąb do tego małego języczka w gardle. Myślę, że domyślacie się co wtedy czuliśmy i co przeżyliśmy.
Mukowiscydoza zaatakowała. Wiecie, że jest to jeden z najczęstszych objawów muko. Niestety u Zuzi wylazło to o wiele za wcześnie. Spodziewaliśmy się tego w wieku np. 13-15 lat, a nie w 3 lata i 8 m-cy. Na następny dzień wyznaczono tomografię komputerową. W czasie pobytu w szpitalu Zuzia często pytała czy nikt już do niej nie przyjdzie, czy nie będą jej nic robić, ja już z nie chcę…
Zaniosłem ją sam na tomografię i wniosłem do środka. Płakała i prosiła…Pamiętam jak podawano jej narkozę a ona więdła na mich rękach… Zostawiłem i wróciłem do Krysi. Czekaliśmy… Oddali nam, położyli do łóżeczka i zawieźliśmy ją z powrotem do sali. Spała…Włączyli Zuzi antybiotyk. Przy pierwszym zabiegu pobrano jej z rurki intubacyjnej wymaz i niestety okazało się, że Zuzia ma pojedyńcze pałeczki pseudomonasa, gronkowca i paciorkowca.
Zaczęliśmy się znowu martwić, szczególnie pseudomonasem. Mieliśmy nadzieję, że włączony antybiotyk pomoże. Podawano go 3 x dziennie.
Potem dostaliśmy propozycję różnych wyjść z sytuacji od naszej dr Topolskiej. Mogliśmy zostać w szpitalu i dokonać reszty procedura lub wrócić do domu z antybiotykiem na 10-12 dni i potem wrócić. Wybraliśmy pierwsze wyjście. Dostaliśmy lepszą salę, łóżko do spania dal nas i własną łazienkę. Taka nawet fajna izolatka.
Pani docent tego oddziału, która jest prawą ręką pani profesor poprosiła mnie do siebie o opisała wynik tomografii.
Okazało się, że Zuzi zatoki są prawie w 100% założone. Polipy, mukocele i inne badziewia. Oznajmiła, że planują operację na wtorek 15 lutego.
Tak trwaliśmy do tego 15-go. Tego dnia było u nas święto Spotkania Pańskiego-Gromnicy. To wola Boża, Jego plan, że to właśnie w ten dzień, w dzień święta Bogurodzicy miała odbyć się operacja. Prosiliśmy wielu naszych znajomych księży i innych osób o modlitwę w tym dniu za Zuzię i za nas żebyśmy wytrzymali i tą kolejną próbę w życiu.
Tego dnia Zuzia dostała tabletkę (tzw głupi Jaś) po której zaczęła się fajnie zachowywać, śmiać i była taka fajniutka.
Drzwi sali operacyjnej zamknęły się o 9.45,… Po trzech godzinach Zuzia wróciła do sali. Spała do 19.15. Wspaniale było być koło niej i słuchać jak oddycha, choć tylko przez usteczka. Nosek był cały zatkany opatrunkami.
Po wybudzeniu poprosiła siku. Siedziała na nocniczku i oglądała bajkę na laptopie. Wspaniale było czuwać nad nią i cieszyć się jej oddechem. Następny dzień był dosyć spokojny. Zuzia pilnowała by opatrunki nie wypadły jej z noska i bardzo się tym przejmowała. Najtrudniej jednak było jej spać w nocy, ale jakoś było. Dwa dni po operacji nadeszła chwila wyciągania tego wszystkiego z noska.
Bandaż i te opatrunki, które były głębiej włożone jakoś dało się szybko usunąć. Najciężej było jednak z czyszczeniem i odsysaniem skrzepów z noska takim specjalnym ssakiem.
Wtedy Zuzia najbardziej krzyczała, płakała i cierpiała. Pani doktor była nieugięta, a trzymało Zuzię 3 osoby. Koszmar !!!
Jakoś poszło. Mama nie dała rady i dlatego z Zuią był tatuś. Nie wyobrażacie sobie ile takie dziecko ma siły.
Następny dzień był taki sam i znów czyszczenie i płukanie noska. Następny to też ta sama procedura, ale już musiała być mama, bo tatuś miał nabożeństwo. Przyszła sobota 19 lutego i zabrałem moje dziewczyny do domu.
Zuzia czuje się wspaniale. Rozrabia, denerwuje nas wszystkich, rządzi jak tylko się da. Najważniejsze jednak, że oddycha całym noskiem i pełną piersią.
Dziękujemy wszystkim za wsparcie, modlitwy, telefony, odwiedziny w szpitalu. Za to, że fizycznie (ale nie duchowo) obcy ludzie, nasi parafianie w tym trudnym dal nas czasie byli razem z naszymi chłopcami. Przynosili im jedzenie, robili zakupy, spali razem z nimi i wiele innych dobrych rzeczy. Najbardziej dziękujemy cioci Grażynce, Joli, naszemu Edziowi za to, że tak cierpiał razem z Zuią i pewnie płakał wtedy kiedy ona i nie tylko. Dziękujemy cioci Halince(siostrze Krysi) i wujkowi Andrzejowi z Białegostoku. Cieszymy się ,
że spotkaliśmy takich wspaniałych lekarzy, którzy okazali się cudownymi ludźmi i fachowcami.
Tak jak wspominaliśmy wcześniej, nasza Zuzia od jakiegoś czasu miała katar. Jej prawa dziurka w nosku była od jakichś ok 2 miesięcy coraz bardziej niedrożna. Psykaliśmy różnymi specyfikami, medykamentami, odciągaliśmy smarki specjalną rurką z wężykiem, który wkłada się do ust i odsysa wydzielinę.
Ciężkowato było jej oddychać, szczególnie w nocy. W dzień była jak najbardziej normalna, wesoła, denerwowała wszystkich jak zwykle i.t.d.
8 lutego postanowiłem jednak coś z tym zrobić. Położyłem Zuzię na moich kolanach, wziąłem latarkę i zajrzałem do noska. No i zobaczyłem KASZMAR !!! Cała jej prawa dziurka była po prostu niedrożna, zatkana. Krysia pojechała i wzięła skierowanie do laryngologa, tu u nas w Siemiatyczach. Na następny dzień, 9 lutego pojechaliśmy do wspomnianego laryngologa. Oczywiście Zuzia broniła się jak mogła przed grzebaniem jakimiś tam narzędziami w jej ślicznym nosku. Laryngolog stwierdził, że Zuzia ma w nosku "ciało obce" 🙁
Nie dał rady niestety tego wyjąć, bo po prostu nie miał czym. Wypisał skierowanie na oddział laryngologii w DSK Białystok. Powiedział, że oni będą mieli czym to wyjąć i pewnie od razu po tym wrócimy do domu.
Dosłownie za godzinę spakowaliśmy się i pojechaliśmy do DSK w Białymstoku na OTL. Po drodze zadzwoniłem do dr.A.M., która w DSK przyjmuje nasze dzieci w poradni mukowiscydozy. Załatwiła nam to, że lekarz na oddziale OTL wiedział o naszym przyjeździe i o tym, że Zuzia jest chora na muko.
Przyjęli nas na Izbie Przyjęć i odesłali na oddział. Tam o dziwo spotkaliśmy panią doktor o nazwisku Topolska. Potem okazało się, że mamy wielu wspólnych znajomych a nawet jakichś tam kuzynów.
Niestety doktor Topolska również stwierdziła, że Zuzia ma ciało obce zgodnie z sugestią laryngologa z Siemiatycz i tak jak on nie dała rady wydostać tego czegoś. Powiedziała, że jest to coś miękkiego i prześwitującego na niebieskawy kolor. Pomyśleliśmy, że pewnie jest to jedna z kuleczek z masy do modelowania, którą na jesieni sam jej kupiłem. Lepiła z tego wspaniałe rzeczy. Myśleliśmy, że to właśnie to. Oczywiście Zuzia przeżyła w tym dniu kolejną traumę dłubania w nosie.
Na koniec tego dnia pani doktor stwierdziła, ze nie da się tego w taki sposób usunąć i dlatego proponuje zostanie w szpitalu do dnia następnego. Niestety nie było wyjścia i zostaliśmy. Krysia została w szpitalu, a ja musiałem wracać do domu, bo następnego dnia niestety były obowiązki w szkole, parafii i inne obowiązki.
Rano po obchodzie zabrali Zuzię. Dostała narkozę, była intubowana i zaczęło się… trwało to godzinę, która była jak wieczność. Przywieźli do sali i niestety pai doktor Topolska, która robiła rewizję nosa powiedziała, ze musieli jej dokładnie oczyścić właśnie tą zatkaną prawą dziurkę w nosie. Okazało się, że niema tam ciała obcego, tylko jest bardzo przerośnięta śluzówka i cały kanał polipów aż w głąb do tego małego języczka w gardle. Myślę, że domyślacie się co wtedy czuliśmy i co przeżyliśmy.
Mukowiscydoza zaatakowała. Wiecie, że jest to jeden z najczęstszych objawów muko. Niestety u Zuzi wylazło to o wiele za wcześnie. Spodziewaliśmy się tego w wieku np. 13-15 lat, a nie w 3 lata i 8 m-cy. Na następny dzień wyznaczono tomografię komputerową. W czasie pobytu w szpitalu Zuzia często pytała czy nikt już do niej nie przyjdzie, czy nie będą jej nic robić, ja już z nie chcę…
Zaniosłem ją sam na tomografię i wniosłem do środka. Płakała i prosiła…Pamiętam jak podawano jej narkozę a ona więdła na mich rękach… Zostawiłem i wróciłem do Krysi. Czekaliśmy… Oddali nam, położyli do łóżeczka i zawieźliśmy ją z powrotem do sali. Spała…Włączyli Zuzi antybiotyk. Przy pierwszym zabiegu pobrano jej z rurki intubacyjnej wymaz i niestety okazało się, że Zuzia ma pojedyńcze pałeczki pseudomonasa, gronkowca i paciorkowca.
Zaczęliśmy się znowu martwić, szczególnie pseudomonasem. Mieliśmy nadzieję, że włączony antybiotyk pomoże. Podawano go 3 x dziennie.
Potem dostaliśmy propozycję różnych wyjść z sytuacji od naszej dr Topolskiej. Mogliśmy zostać w szpitalu i dokonać reszty procedura lub wrócić do domu z antybiotykiem na 10-12 dni i potem wrócić. Wybraliśmy pierwsze wyjście. Dostaliśmy lepszą salę, łóżko do spania dal nas i własną łazienkę. Taka nawet fajna izolatka.
Pani docent tego oddziału, która jest prawą ręką pani profesor poprosiła mnie do siebie o opisała wynik tomografii.
Okazało się, że Zuzi zatoki są prawie w 100% założone. Polipy, mukocele i inne badziewia. Oznajmiła, że planują operację na wtorek 15 lutego.
Tak trwaliśmy do tego 15-go. Tego dnia było u nas święto Spotkania Pańskiego-Gromnicy. To wola Boża, Jego plan, że to właśnie w ten dzień, w dzień święta Bogurodzicy miała odbyć się operacja. Prosiliśmy wielu naszych znajomych księży i innych osób o modlitwę w tym dniu za Zuzię i za nas żebyśmy wytrzymali i tą kolejną próbę w życiu.
Tego dnia Zuzia dostała tabletkę (tzw głupi Jaś) po której zaczęła się fajnie zachowywać, śmiać i była taka fajniutka.
Drzwi sali operacyjnej zamknęły się o 9.45,… Po trzech godzinach Zuzia wróciła do sali. Spała do 19.15. Wspaniale było być koło niej i słuchać jak oddycha, choć tylko przez usteczka. Nosek był cały zatkany opatrunkami.
Po wybudzeniu poprosiła siku. Siedziała na nocniczku i oglądała bajkę na laptopie. Wspaniale było czuwać nad nią i cieszyć się jej oddechem. Następny dzień był dosyć spokojny. Zuzia pilnowała by opatrunki nie wypadły jej z noska i bardzo się tym przejmowała. Najtrudniej jednak było jej spać w nocy, ale jakoś było. Dwa dni po operacji nadeszła chwila wyciągania tego wszystkiego z noska.
Bandaż i te opatrunki, które były głębiej włożone jakoś dało się szybko usunąć. Najciężej było jednak z czyszczeniem i odsysaniem skrzepów z noska takim specjalnym ssakiem.
Wtedy Zuzia najbardziej krzyczała, płakała i cierpiała. Pani doktor była nieugięta, a trzymało Zuzię 3 osoby. Koszmar !!!
Jakoś poszło. Mama nie dała rady i dlatego z Zuią był tatuś. Nie wyobrażacie sobie ile takie dziecko ma siły.
Następny dzień był taki sam i znów czyszczenie i płukanie noska. Następny to też ta sama procedura, ale już musiała być mama, bo tatuś miał nabożeństwo. Przyszła sobota 19 lutego i zabrałem moje dziewczyny do domu.
Zuzia czuje się wspaniale. Rozrabia, denerwuje nas wszystkich, rządzi jak tylko się da. Najważniejsze jednak, że oddycha całym noskiem i pełną piersią.
Dziękujemy wszystkim za wsparcie, modlitwy, telefony, odwiedziny w szpitalu. Za to, że fizycznie (ale nie duchowo) obcy ludzie, nasi parafianie w tym trudnym dal nas czasie byli razem z naszymi chłopcami. Przynosili im jedzenie, robili zakupy, spali razem z nimi i wiele innych dobrych rzeczy. Najbardziej dziękujemy cioci Grażynce, Joli, naszemu Edziowi za to, że tak cierpiał razem z Zuią i pewnie płakał wtedy kiedy ona i nie tylko. Dziękujemy cioci Halince(siostrze Krysi) i wujkowi Andrzejowi z Białegostoku. Cieszymy się ,
że spotkaliśmy takich wspaniałych lekarzy, którzy okazali się cudownymi ludźmi i fachowcami.
To wszystko jednak mamy dzięki Bogu i Boskiej Opatrzności, która czuwa na Zuzią.
Tak cudownie jest widzieć, słyszeć i czuć JAK ONA ODDYCHA 🙂 Dar życia…