Jakoś troszeczkę znalazłem czasu, by wrócić do Was mili czytelnicy naszej strony i fani Zuzi. Jak wiecie byłem razem z wami(niektórymi)w Konstancinie k/ Warszawy na szkoleniu MATIO. Było super. Oczywiście mam swoje spostrzeżenia, uwagi i pomysły ale nie jestem jakimś decydentem i osobą, która może na wszystko sobie pozwalać. Wszyscy, którzy są w rodzinie muko już wile lat, mogą z całą pewnością. Na ten temat tyle. Poznałem wspaniałych ludzi, poczynając od mukolinków, poprzez rodziców i wykładowców jak również i organizatorów tych spotkań. Co do tych ostatnich, to muszę powiedzieć, że widać ich doświadczenie, pracę, oddanie ale i też inne cechy …. 🙂 Spotkałem też osoby z którymi często rozmawiałem przez skype, telefon, mailowaliśmy do siebie, a tam mieliśmy ze sobą pierwszy fizyczny kontakt :))) ( nie czytajcie tego wspak).
Ciesze się, że udało mi się znaleźć kilka osób, które zgodziły się pożyczyć Colistine bardzo choremu i potrzebującemu dziecku. Okazało się jednak później, że nie była potrzebna ponieważ przed wyjazdem z domu udało mi się załatwić tą sprawę w inny sposób o czym w Konstancinie jeszcze nie wiedziałem. Wykłady były naprawdę dobre, a szczególnie prof. Cichego. Spotykałem też osoby, które ciepło wypowiadały się na temat naszej strony Zuzi. Dziękujemy Wam bardzo gorąco. Trudno dzisiaj przypomnieć sobie wszystkie wydarzenia i spotkania w Konstancinie. Myślę, że będę jeszcze pisał o nich wiele razy w kolejnych naszych wpisach.
Dzisiaj Zuzia wstała wcześnie. Pojechałem do szkoły, a potem w domu w końcu wziąłem się za Zuię i NIESTETY z bólem serca zrobiłem Zuzi inhalację na siłę. Zawsze robiła za pomocą ustnika, a tym razem zrobiłem jej przez maskę. Wziąłem na ręce, przytuliłem do siebie, nałożyłem maskę, i przytrzymując robiliśmy dymka. Wrzeszczał, ze strach. Niestety uważam, że już trzeba było tak postąpić. W trakcie dymka skapitulowała. Potem kaszlała i kaszlała. Myślę, że był to dla jej bardzo dobry drenaż.
Wracając do cytatu św. Nila, po przeżytym szkoleniu nasuwa się w mym kapłańskim sercu konkluzja, że jest to drzewo życia na którym owocami jesteśmy my, a w szczególności nasze mukolinki. Obciążamy tą gałąź dosyć poważnie, ALE ludzie którzy poświęcają swe życie dla chorych na mukowiscydozę są prawdziwymi podporami podtrzymującymi właśnie owe obciążone gałęzie. Bojaźń Boża zaś wzmacnia nasze dusze i daje nadzieję. Amen.